Podkamień koło Brodów

Logowanie

Nazwa użytkownika

Hasło



Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się

Nie możesz się zalogować?
Poproś o nowe hasło

Nawigacja

Aktualnie online

-> Gości online: 2

-> Użytkowników online: 0

-> Łącznie użytkowników: 610
-> Najnowszy użytkownik: Szolka

Ostatnio Widziani

Wioletta Sloma
1 dzień
harry harry
1 dzień
Szolka
2 dni
wlodekmp
2 tygodni
swietojanski
2 tygodni

Statystyki

Zdjęć w galerii: 1757
Artykułów: 377
Newsów: 251
Komentarzy: 1438
Postów na forum: 891
Użytkowników: 611

Shoutbox

Musisz zalogować się, aby móc dodać wiadomość.

05-03-2020 05:38
Album: Dokumenty. Ciekawe skany "podkamienieckich" dok. W. Bieżana: tutaj.

11-05-2013 15:04
Dzięki dostępowi do ksiąg udało się rozpoznać nagrobek Małgorzaty Piątkowskiej oraz Jana i Anny Pleszczuk, Wandy Szymborskiej i Antoniny Szmigielskiej.

20-08-2012 13:21
Indeksy uzupełnione zostały o śluby osób o nazwiskach na literę "T" z lat 1785-1942

09-08-2012 16:26
Uzupełniłem o kolejną notkę z gazety artykuł "O Podkamieniu w prasie"

29-07-2012 12:58
Poprawiłem plan cmentarza - szkoda, że nikt nie zwrócił mi uwagi na błędy na tej stronie.

14-06-2012 14:16
Dzień dobry. Mam naimię Serhij. Jestem z Ukrainy. Na tej stronie internetowej w Liście zamordowanych w Podkamieniu w klasztorze osób znalazłem informację o bracie mojego pra-pradziadka Andrzeja Juzwy.

18-03-2012 20:59
Wizualnie poprawiłem plan Podkamienia: http://www.podkam.
..?page_id=9

24-02-2012 18:50
Przybyło kilka wierszy w dziale "Wiersze i proza".

01-03-2010 18:37
Wzorem strony http://www.olejow.
pl
będę zamieszczał genealogie rodów z Podkamienia, (dostęp dla grupy "Genealogia". Aby przynależeć należy wyrazić taka chęć

01-02-2010 23:22
Poprawiłem trochę listę pomordowanych - ułożona została wg miejsca mordu.

Ankieta


Pamiętaj - Ty też możesz pomóc!!
Wypełnij i wyślij ankietę dot. pomordowanych.
ANKIETA

Stowarzyszenie


A czy Ty zapisałeś/-aś się już do Stowarzyszenia Kresowego Podkamień?
DEKLARACJA

Ankieta

Chciałbym/Chciałabym w najbliższym czasie odwiedzić Podkamień i okolice

TAK
TAK
94% [16 głosów]

NIE
NIE
6% [1 głos]

Ogółem głosów: 17
Musisz zalogować się, aby móc zagłosować.
Rozpoczęto: 05/07/2021 13:23

Archiwum ankiet

Identyfikacja


Identyfikacja osób

Genealogia


Genealogia Podkamienia

Księgi metrykalne


Księgi metrykalne

I Kataster


Kataster józefiński

II Kataster


Kataster franciszkański

Ostatnie komentarze

Top komentatorzy

Ostatnie zdjęcia

Najczęściej

Najczęściej oglądane:
Liczba obejrzeń: 12,835
Wielki Kamień
Liczba obejrzeń: 11,923
Figurka na nagrobku
Najczęściej komentowane:
Liczba komentarzy: 11
Ułani
Liczba komentarzy: 10
Figura Chrystusa
Najczęściej oceniane:
Liczba ocen: 4
Średnia: 5.00
Na tle pomnika
Liczba ocen: 3
Średnia: 5.00
Klasztor

Newsletter

Aby móc otrzymywać e-maile z Podkamień koło Brodów musisz się zarejestrować.

Warto tam zajrzeć

Nawigacja

Moja mała tragedia.....

WSTĘP


Nie dawały mi spokoju myśli o "Tragedii Podola" Pana Grossa. Dorośli zajęci swoimi zmartwieniami, a nie było ich mało, widzieli to co było wtedy ważne: uchronić swoich bliskich od straszliwej zagłady. Pewnego czasu biegając po internecie natknąłem się na stronę o Podkamienu - historia i czasy dzisiejsze. Po zalogowaniu się otrzymałem maila od Henryka Bajewicza z pytaniami o Podkamień i zachętą do spisania mojej historii. 
Samo "ja" to niewiele. Może zacznę od początku, od genealogii moich przodków.
Jednak na wstępie pragnę pochylić czoła przed Panem Grossem, Krystianem, Bajewiczem i wielu innymi za ich ogrom pracy.
Zastrzegam również, że nie skorzystam z opowieści w "Tragedii Podola" - tylko tyle co słyszałem W rozmowach mojej babci Marii Wróblewskiej i matki Genowefy Szlązak. Przecież to ta sama historia, więc wątki muszą się powtarzać. I jeszcze jedno: niech niektórzy nie piszą (nie pamiętam autora), że ojciec mój był zabity i wrzucony do płonącego młyna, lub że był zabity ograbiony i podrzucony pod dom swoich teściów - przecież tam mieszkał. 
Historia jest inna. Mam głęboką awersję do dat i historii. W szkole miałem z tego przedmiotu ledwo tróję - po dawnemu. Więc nie będę wyliczał dni i lat.


1. Babcia Marynia


Pochodziła z wioski Hrycyny. Wioska położona wśrod lasów niezbyt daleko od Grobelki, Nakwaszy i Podkamienia. Obejście gospodarstwa okalały leszczyny, przed domem pamiętam wysokie malwy, pewnie były tam i inne kwiaty. To było wrodzone zamiłowanie do kwiecia. Tak było i później u babci i mojej mamy. Ojciec Andrzej, matka Anna Bieleccy. Babcia miała rodzeństwo, brata młodszego od niej potem siostrę i brata od innego ojca. Skąd taka historia? Były to czasy "galicyjskie" więc i było wojsko austriackie. Szarża - oficerowie dla zabawy rozkazali podwładnym wybudować w ogrodzie pradziadka duża postawiona z bali huśtawkę. Na austriaków przyszedł kres - została huśtawka jak słomka w oku. Pradziadek Andrzej postanowił ją rozwalić. Stało się nieszczęście: bela spadając zabiła go, pozostawiając prababcię Annę z dwojgiem dzieci. Cóż było robić, prababcia ponownie wyszła za mąż lecz za Ukraińca. Były to czasy że żeniono się nie patrząc nacje przemiennie. 
Na świat przyszło znowu dwoje dzieci, ale chrzest był już w cerkwi a więc Ukraińcy, jak się później okazało zagorzali. Kiedy doszło do tych tragicznych wydarzeń ona: ciotka Tekla była łączniczką i prowadzała banderowców na Polaków, braciszek jej pomagał.
Przyszli "ruscy"- znaleźli ją i wysłali na sybir na 25 lat. To później. Na razie zaczęto swatać babcię Marynię z dziadkiem Józefem. Swatanie udało się. Powstała nowa rodzina - polska!


2. Dziadek Józef Wróblewski


Syn Karola i Anny (nomen omen) z rodu Bulbaczyńskich. Mieszkali w domu podobnym do innych - strzechy, ogacanie na zimę. Wiejskie życie. Jak wspomniałem była Galicja. Austriacy pobrali dziadka do wojska (jeszcze kawaler). Walczył na froncie z Włochami. Był ranny. Pocisk rozerwał mu lewą dłoń. W ramach rehabilitacji wysłano go do Wiednia do szkoły dla leśniczych. Potem powrócił i został leśniczym i to w lasach majątków klasztornych! W Załoźcach.
Nikomu to nie przeszkadzało, że był bez ręki. Nawet po namowach wzięła go za męża. Dorabiali się majątkowo i powiększali rodzinę. Pierwsza urodziła się Gienia (moja mama).
Wybudowali dom obok swoich rodziców. Później, kiedy rodzice pomarli został tam młodszy brat dziadka Stefan z żoną i dziećmi. Nasz dom różnił się od domów okolicznych - był kryty blachą. Dziadka było już stać na to. Miał 14 mórg ziemi i karczmę we wsi Czernica, no i 150 zł renty przedwojennych pieniędzy. W karczmie rządził wynajęty facet a Ukraińcy za wódkę uprawiali dziadka ziemię. Przybywało dzieci: Tadeusz, Józia i Marian zwany w domu Edkiem. Dzieci dorastały. Gienia uchodziła za pannę (16lat). Zjawił się mój ojciec i znów było wesele. Ojciec był młynarzem. 
O tym dalej. Po roku urodziłem się ja. Tu warto nadmienić że wszyscy należeli do AK także moja mama.


3. Mój ojciec Franciszek


Całkiem bliskiego rodowodu ojca nie znam. Był synem Stanisława i matki Marii z domu Aralskiej. Pochodził gdzieś na zachód od nas. Po ukończeniu technikum młynarskim budował młyny także rzeczne. I tu ciekawostka: w Nakwaszy osiedlił się wcześniej z rodziną brat mojego ojca Franciszka - Stefan. Pod nadzorem mojego ojca zbudowano młyn na rzece Ikwie, Stefan miał dwa kroki do swojego młyna, którego koło wodne obracało żarna. Dalej a raczej wcześniej - licząc bieg rzeki postawiono drugi młyn, nowszy, bo napędzany turbiną wodną. Było tam światło elektryczne i nawet pracowano na dwie zmiany. Własność tego młyna dla mnie stanowi zagadkę. Młyn sponsorował jakiś bogacz, a tylko w połowie należał do ojca. Jaka prawda? Nie wiem. Czasem mama dla spaceru ze mną zaglądała do młyna. Wiele pamiętam, turbinę, pasy koła i sypiącą się mąkę. Ojciec wracając z pracy zawsze miał coś ekstra dla mnie. To jakieś słodycze, to orzechy albo jakąś zabawkę. I tak upływał czas. Dziadek miał jeszcze gosposię do pomocy w domu wołano ją "Olesia". Byłem jej ulubieńcem. Nie wiem skąd była. Znała języki niemiecki i francuski (kilka lat w Paryżu). 


4. PODKAMIEŃ 


Aż przyszedł ten okrutny czas. Ale ja jeszcze tego nie rozumiałem - miałem tylko 5 lat. Pewnego ranka zaczęto się ciepło ubierać - był luty - i babcia pyta się mnie: "jak ty się dostaniesz do tego Podkamienia przez takie wielkie śniegi?". Mówię jej: "trochę będę szedł trochę będę się niósł". I tak było, szedł dziadek, babcia moja mama, po trochę mnie nieśli do traktu ubitego a potem dla rozgrzewki kawałek dreptałem. Myślałem, ze idziemy odwiedzić klasztor - dziadek miał tam znajomości z czasów leśnictwa, odwiedzić i pomodlić się przed obrazem naszej Matki Boskiej. O której już wiedziałem. 
O jakże się myliłem. Dziadek szybko załatwił sprawę z przeorem i umieszczono mamę i mnie w jednej z sal klasztornych, po czym oboje z babcią, ze łzami w oczach wrócili do domu. Przychodzili często, przynosili mleko i jedzenie. Trwało tak do czasu kiedy zginął mój ojciec nie pamiętam tydzień może dwa. W klasztorze było bardzo dużo ludzi, Gdy się oswoiłem, biegałem z chłopakami po korytarzach. Wszystko do czasu.
Jednego dnia przychodzi babcia, ubrana byle jak, nie miała płaszcza i płacząc tuli mamę i mnie. Serce mamy już poznało nieszczęście, zapytała tylko: "gdzie Franio leży". Babcia płacząc poczęła opowiadać: dziadek poszedł napoić krowy, nie nosiło się wody, do źródła było kawałek, puszczano krowy i szły pić.
W tym czasie od lasu za domem wpadli banderowcy. Babcia prosiła - nic wam nie zrobiliśmy - nie pomogło, jeden strzelił do ojca, który wrócił z nocnej zmiany, babcię drugi uderzył kolbą karabinu w podbródek a tamten w tym momencie strzelił myśląc że ją zabił. Kula przeszła nad głową. Pobiegli do innych domów. Babcia oprzytomniała, wyciągnęła ojca, żeby nie spłonął, bo po rabunku będą dom palić. W byle jakich trepach zarzucając chustę uciekła w pole nad domami, domy stały na stoku wzgórza. Tam polu był w kupkach wywieziony świeży obornik więc ciepły. 
Tam babcia siedząc widziała jak giną ludzie, jak płoną domy. Jak to zniosła? Co myślała i przeżywała i co powie córce?

Przemarzniętą babcię przy oborniku znalazł Władek (?), mieszkający opodal w domu w lesie - Polak (?) ale jej pomógł na tę chwilę zabierając ją do domu. Dziadek zorientowawszy się, poleciał do brata wołając: uciekajcie - mordują. Zabrał dwóch jego synów i przez łąki po śniegu zaczął uciekać w stronę Podkamienia. Tylko jak dać radę dwóm chłopcom. Heniek był nieco starszy ode mnie. Pomyślał: "zostawię Zbysia, bo się nie uratujemy, może dziecku nie zrobią krzywdy". Powtórzę po raz drugi: O jakże się mylił. Choć zdążył do lasu, z zarośli widział jak kolbami bili dziecko a potem utopili w rzece. Nad wieczorem przyszedł do klasztoru. Co myślał wtedy? Co mógł zrobić? Czy jego serce nie pękało z rozpaczy? Brat jego choć ranny w bok, dotarł również do klasztoru. W domu Stefana pozostała jeszcze jego żona z niemowlęciem na ręku. Ukrywała się za łóżkiem. Nie wiem i kto wie czy tam pozostała do końca czy wybiegła kiedy dom płonął i została zabita. Wiem tylko, że spłonęła razem z maleństwem. Historię dziadków znam z ich późniejszych opowiadań. W chwili gdy dotarło do mnie że ojciec nie żyje zemdlałem i nie odzyskałem świadomości podobno parę dni. Potem już nie odchodziłem od matki na krok. Pozostała mi jeszcze w pamięci drobnostka rzecz nawet śmieszna nawet - kiedy przypali się mleko, lub poczuję zapach lizolu - wraca pamięć o klasztorze. Mleko grzało się przy ogniu pieca kaflowego otwierając drzwiczki i czasem przypalało się. Lizol- były tam ustępy, dosłownie na piętrze z głęboką czeluścią po spodem - stąd zapach. 


5. Napad na klasztor


Spisany i opisywany na wiele sposobów. Jeszcze tam na sali przychodzi kobieta i mówi: widzieliście? Banderowcy gromadzą się wokół klasztoru? Zaczyna się niepokój, ruch, zamieszanie. I oto fakt, słychać pojedyncze strzały. Przed ołtarz Najświętszej: "Pod Twoją obronę uciekamy się..." Przed ołtarzem modliło się kilkanaście osób, wśród nas był ksiądz Władyka Władysław. 
Uratował się również, był nawet proboszczem w naszej wsi na zachodzie koło Wschowy (Siedlnica). Później władze kościelne przeniosły go do innej parafii. Po modlitwie, klucząc po korytarzach - banderowcy włazili na drzewa i strzelali do okien. To juz opisano jak Niemcy z miasta rozkazali opuścić klasztor - jak nie to rzucą bomby. Jak pozwolić zniszczyć i kościół i klasztor. Trzeba otworzyć bramy muru i klasztoru i wyjść. Dalej wiadomo co było! i klucząc po korytarzach dotarliśmy do części dawniej spalonego klasztoru. Mówią: tu się ukryjemy. A ja błagam "mamusiu uciekajmy" i nie daję im spokoju tylko uciekajmy. Nie płakałem tylko bałem się ze zabiją a ja tak chciałem żyć. 
 Jest tam okienko. Ludzie już wyskakują. Klasztor był obronny okna wysoko na piętrze. Skacze moja babcia, dziadek z jedna ręka- męczarnia. Matka bierze mnie za ręce i opuszcza jak może najniżej. Lecę w czyjeś ręce, to młodzian, co nie ucieka tylko pomaga ludziom. Pamiętam jego twarz! Biegniemy stromo w dół do Podkamienia. Za nami słychać już strzały. Podkamień, tu mieliśmy zaprzyjaźnioną ukraińska rodzinę - to Saleccy. 
Święta Bożego Narodzenia spędzali u nas, a potem ich Wigilia i Święta u nich. Dopadamy do zabudowań na szczęście nie ma nikogo obcego. Szybko chowają babcię i mamę do stodoły, a mnie do domu. Tam moszczą za łóżkiem schowek, gdzie się ukryłem. Dziadek gdzieś się zawieruszył. Słyszę jak na podwórko wjeżdżają banderowcy napoić konie, nakarmić i wpaść do domu na herbatę. 
Czasem w nocy babcia mama i ciotka (dołączyła po ucieczce z klasztoru kanałami) przychodziły do mieszkania. Pomyślałem, że przy mamie będzie mi bezpieczniej. Więc wybrałem się z nimi do stodoły, ale jak mnie wpuszczono do dołu w snopkach i Roman Salecki zaczął przykrywać nas snopkami -to czym prędzej zachciałem wracać do mojego schowka w domu .
Dziadek, jak się okazało ukrywał się w lesie pod rozłożystym, obwisłym świerkiem. Jakaś kobieta czasem nosiła mu coś do jedzenia, myślę że też nie Polka.
Saleccy - zapisani "wśród sprawiedliwych". Co też przeżyli. Salecka bojąc się o nas i swoją rodzinę, załamując ręce chodziła po mieszkaniu przerażona. Nie trwało to zbyt długo. Dostali skądś lewe auswaise i nareszcie opuściliśmy nasze kryjówki. 


6. Wyjście z Podkamienia


Pierwsze nasze kroki skierowaliśmy ku domowi na Grobelce. No cóż? Spalenizna i ruina. Obok domu na zboczu wykopana była jak sztolnia duża piwnica, oczywiście już pusta. Może tam przeczekamy? A jak przyjdą i nas zabiją? Poszliśmy do tego Władka z lasu. Siedzimy, też sporo ludzi - a tu jak nie huknie - pocisk wyrwał cały róg chałupy. Wojna była blisko. Nie ma co uciekamy dalej - w stronę Brodów. Po drodze wieś (jaka?) Tam babcia miała niby koligację po ojczymie, czyli Ukraińcy. Ale przed wsią wyłazi oprych z wypchaną pod pachą kurtką i żąda papierów. Pokazuje mu babka, a on pyta, a ten człowiek (wujek dołączył do nas), tłumaczy wujek, że pracował na kolei na wagon spadła bomba i kurtka spłonęła razem z papierami. Tak mówiliśmy o naszym domu. Oprych oddaje auswais i puszcza nas dalej dziwiąc się, że brną w błocie i niosą dziecko (mnie). 
Jest wioska i ta przyszywana ukraińska rodzina. Święci. Nawet ziemniaki obierają w sobotę, bo w niedzielę pracować nie można. A mordować można. Jakimś cudem Ukrainiec siedzący przy stole wyczuł żem Polak i pyta: "lachu tebe szcze ne zabyły". Ostrzeżeni skoro świt ruszyliśmy dalej. Gaje Brodzkie - kobiecina też nie wiem kto ona. Jest tam dużo ludzi, dzieci. Malcy śpią w poprzek łóżka. Kobieta ma krowę i resztkę ziemniaków. Jestem głodny. Dzieci dostają po pół szklanki mleka i jednego pieczonego w piekarniku kartofla. Dorośli? Nie wiem. Tu następuje przełom wszystkiego! Najpierw wielka bitwa samolotów, jeden z wielu spada opodal na zabudowania, szczęściem nie było tam nikogo, Drogą, po błocie uciekają Niemcy - cywilów nie ruszają. Czasem zostawiają samochód, motocykl i to co jedzie na benzynę bo jej brak. 
W Gajach Brodzkich po wojnie postawiony był pomnik ku pamięci lotników radzieckich. Czy stoi? Nie wiem. Dookoła Brodów leżało mnóstwo wraków samolotów. Była to jedna z największych bitew lotniczych II wojny, jest opisywana w książkach. W Brodach spędzamy chyba dwa dni w polskiej rodzinie znajomych. Nie pamiętam jak wróciliśmy do Podkamienia. Była już Wielkanoc. Spędziliśmy ją u organisty obok klasztoru. Też dzięki znajomościom dziadka. Odnaleźli się wszyscy, prócz ojca i wujka Tadzika, który wojował w Polskim Wojsku. Było jajko na kilka osób i niewiele więcej. Nocowaliśmy tam kilka dni. Było też dwóch oficerów. O tyle lżej było dostać coś do jedzenia. Potem ci oficerowie zabrali nas do klasztoru by zobaczyć dzieło banderowców. Ciał zabitych już nie było, tylko rozrzucone papiery, ciuchy i pierze z podartych poduszek i pierzyn. Ślady na ścianach po kulach, czasem wyrwana granatem dziura w podłodze, krew - dużo krwi. Zginęło tyle ludzi. Wojskowa komenda miasta przydzieliła nam dom, a właściwie pół domu, po drugiej stronie ktoś już mieszkał. Przed domem było duże bajoro a opodal stał pomnik lub jakaś figura. W tym czasie wydarzyło się - nie wiem jak to nazwać - szczęście czy nieszczęście, w tak trudnych czasach 
zachciało się staruszkom miłości. W lutym 1945r babcia, mając 45 lat urodziła mi ciocię 7 lat młodszą niż ja i ją pilnowałem żeby jej kot nie zjadł. To była Lenka. 
Dziadek dostał pracę jako pisarz u sędziego wojskowego a matka pracę na poczcie też pod nadzorem wojska. Ciotka Józia po szkole w Krzemieńcu uczyła w Podkamieniu. Dobrobytu dalej nie było, kto nie był głodny nie wie jak smakuje razowy chleb maczany w oleju lnianym i to cieniutko żeby na więcej starczyło. Tak upłynął rok. Karna kompania - rosyjska konnica ścigała i łapała bandy ukraińskie. Potem ich wieszano, ale bywało, przywozili zabitego żołnierza i odbywał się pogrzeb z uroczystościami na rynku miasta. Bywało też że nocą banderzy wrzucali granaty do mieszkań. gdzie byli Rosjanie. Wujek Tadeusz zakończył wojowanie ranny na Kanale Bydgoskim. Jak wyzdrowiał jakiś czas służył jeszcze po wojnie. Młodszy wujek Edek (Marian) był przy nas, 17-letni ale NKWD przyjęło go do formacji o nazwie istrebit'eli i ścigał z wojskiem banderów. Był lekko ranny w rękę przy jednej z akcji.
Poszły wieści, że mamy wyjeżdżać na zachód w marcu. I tak było. Jednak matka spóźniła się do pracy 5 minut i za karę musiała pracować aż do maja. Wcześniej wojska rosyjskie musiały się cofnąć na jakiś czas i zabrano też ludność polską - byliśmy w Wiśniowcu. Piękna okolica, zabytki rzeka Horyń. Dziadek mnie oprowadzał po okolicy - widziałem spalone kościoły gdzie zginęli Polacy. Widziałem za parkiem słupki triangulacyjne z polskimi orzełkami. Dziadek mówił: tu była Polska i tu będzie.


7. Drugie wyjście z Podkamienia


I przyszedł czas: klamoty na wozy i do Brodów na pociąg. To była dla polskich rodzin wrośniętych w tą ziemię nowa tragedia. Nie powiem: "ruscy" pozwolili zabrać wszystko co mieliśmy, nawet krowę znaleziona po zawierusze. W Brodach załadowano nas i jeszcze jedną rodzinę do tego samego wagonu- odkryta lora. Dziadek potem na postojach wymyślił jakąś budkę by kobiety mogły schować się przed deszczem. I była to trwająca dwa tygodnie podróż do Głogowa. Potem do powiatu Wschowa. Saleccy zabrali się naszym transportem i osiedli koło Legnicy.


Posłowie


Krótko: oprócz mojego ojca, bratowej - Stefana żony z dzieckiem i Zbysia ich syna reszta przeżyła i w sędziwym wieku czy chorując. Mieli nowy dom, lub domy, jeśli powychodzili za mąż lub się pożenili. Jak jadę do Siedlnicy to mówię, że do domu. Słowacki urodził się w Krzemieńcu i był dumny że nad Ikwą. Patrząc na mapę jednak był to kawałek drogi - a ja moczyłem nogi w niej codziennie.
...smutno mi Boże.

Dzierżoniów, 2014 rok.

Marian Szlązak

/przepisał Harry/ 


Poleć ten artykuł
Podziel się z innymi: Delicious Facebook Google Live Reddit StumbleUpon Tweet This Yahoo
URL:
BBcode:
HTML:
Facebook - Lubię To:


Komentarze

#1 | krystian dnia czerwiec 15 2014 22:00:32
Świetnie spisane wspomnienia panie Marianie! Może ruszył Pan lawinę i spłynie do nas ich więcej od innych użytkowników?
#2 | bozenaz dnia czerwiec 20 2014 00:04:13
Swietnie opisane kuzynie.Gdybyś zechciał poznac historie rodziny ze strony ojca, mogła bym być pomocną.
#3 | harry dnia czerwiec 20 2014 18:12:42
Ani chybi odnaleźli się zagubieni kuzyni. Smile
#4 | wgrybos dnia wrzesień 24 2015 11:19:48
W rzeczy samej Panie Henryku w rzeczy samej..... Pozdrawiam serdecznie
#5 | harry dnia wrzesień 28 2015 21:00:16
Bieleccy.....
#6 | wgrybos dnia luty 06 2018 17:58:55
W 6 akapicie historii jest wpisana wieś, w której Państwo uciekając się zatrzymali - pytanie postawione Jaka ? Czy to nie była Suchowola ??? Wszak summa summarum Andrzej Bielecki (pradziadek autora, a także mój prapradziadek - po młodszym bracie babci Maryni - Janie) urodził się i pochodził właśnie z Suchowoli.
Pozdrawiam
#7 | harry dnia luty 06 2018 19:08:15
Bardzo prawdopodobne Panie Waldemarze, Suchowola to pierwsza wieś po drodze do Brodów.

Dodaj komentarz

Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.

Oceny

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą oceniać zawartość strony
Zaloguj się lub zarejestruj, żeby móc zagłosować.

Świetne! Świetne! 50% [1 głos]
Bardzo dobre Bardzo dobre 50% [1 głos]
Dobre Dobre 0% [0 głosów]
Średnie Średnie 0% [0 głosów]
Słabe Słabe 0% [0 głosów]
Wygenerowano w sekund: 0.12
13,576,105 unikalne wizyty