Logowanie
Nawigacja
Aktualnie online
Ostatnio Widziani
| ||
| ||
| ||
| ||
|
Statystyki
Artykułów: 379
Newsów: 254
Komentarzy: 1437
Postów na forum: 899
Użytkowników: 618
Shoutbox
..?page_id=9
pl będę zamieszczał genealogie rodów z Podkamienia, (dostęp dla grupy "Genealogia". Aby przynależeć należy wyrazić taka chęć
Ankieta
Pamiętaj - Ty też możesz pomóc!!
Wypełnij i wyślij ankietę dot. pomordowanych.
ANKIETA
Stowarzyszenie
A czy Ty zapisałeś/-aś się już do Stowarzyszenia Kresowego Podkamień?
DEKLARACJA
Ankieta
Musisz zalogować się, aby móc zagłosować.
Rozpoczęto: 05/07/2021 13:23
Archiwum ankiet
Identyfikacja
Genealogia
Księgi metrykalne
I Kataster
II Kataster
Ostatnie komentarze
Pochowana został...
(*) R. I. P.
Pani Bronisława ...
Poprawiłem błę...
Poprawna nazwa to...
Artykuły
Czyli w 2027 roku...
Po ponad 10 latac...
Faktycznie - popr...
07.06.1921 Telega...
07.06.1921 Telega...
Galeria
Wspomniane materi...
Dzień dobry. Dz...
Dzień dobry. To...
Syn Władysława ...
Siódmy od prawej...
Galeria2
Dziękuję. Zdję...
Dziękuję. Zdję...
To jest zdjęcie ...
To jest zdjęcie ...
To jest Stanisła...
Dodatkowe strony
[url]https://yout...
Teresa Liptak z d...
TRZEBA KRZYCZEC,N...
Nacjonalistyczne ...
President Coolidg...
Top komentatorzy
krystian | 404 |
harry | 321 |
swietojanski | 125 |
Ostatnie zdjęcia
Genowefa Pawluk (z. ...
Genowefa Pawluk (z d...
Jan Pawluk z żoną
Michał Świętojań...
Górnicka (z d. Świ...
Władysław Święto...
Iłowski Ryszard
Baczewicz Stanisław
Newsletter
Warto tam zajrzeć
Nawigacja
Wspomnienia
Bohaterskie boje Mojżesza Grünseita.
"W służbie powstańców prowadził, krwawą walkę. Dlaczego Moszek dostał złote medale. Rząd polski odwdzięczył się jego wnukom."
Lwów, 26 czerwca 1928.
Sensacyjne rewelacje, które wczorajszy "Morgen" opublikował w sprawie życia i walki żydowskiego powstańca błp. Mojżesza Grünseita, zrobiły zrozumiałe wrażenie.
Obecnie dowiedzieliśmy się szereg nowych sensacyjnych szczegółów z życia żydowskiego powstańca w czasie krwawych walk polskich powstańców.
Nie wystarczyłyby szpalty naszego pisma, aby opisać ciężkie cierpienia, które Mojżesz Grünseit przeżył, kiedy wstąpił z sercem i duszą w służbę, powstania w roku 1863.
Podzielić się będziemy z czytelnikami "Morgenu" kilkoma tylko epizodami ciężkich jego walk z wrogami Polski, za co Moszek dostał 4 złote medale jako odznaczenie i po zmartwychwstaniu Polski wniesiony został do rangi podporucznika.
Kto był obecnym przy imponującym pogrzebie błp. Mojżesza Grünseita i zauważył, że między 4 złotymi medalami, które leżały na trumnie, znajduje sie, złoty krzyż walecznych, ten sobie stawił pytanie, za co dosłał ten ortodoksa, który prawdziwie brał udział powstaniu roku 1863 takie wysokie odznaczenie. Krewni i znajomi zmarłego wiedzieli dobrze dlaczego Rząd polski dał żydowskiemu powstańcowi takie wielkie i tak ważne odznaczenie. Mojżesz Grünseit był nie tylko tajnym listonoșzem i walczył tylko jako zwykły polski patriota z wrogiem Polski. Był on kurierem polskim, który z rzadkiem narażaniem życia bardzo często wkradł sie do frontu nieprzyjacielskiego i wydostał
stamtąd ważne dokumenta, które następnie oddał w obozie powstańców.
Opowiadają o nim następującą historię:
Było to w sobotę rano. Do obozu powstańców księcia Radziwiłła nadszedł meldunek, że wojska nieprzyjacielskie czynią starania na silny atak na front powstańców, Nie wiedziano bowiem, w którą stronę, nieprzyjaciel zaatakuje obóz powstańców, którzy w tym wypadku chcieli sobie zapewnić pozycji, aby później się móc bronić w należyty sposób, potrzebne były wtedy plany nieprzyjaciela. Wtedy oświadczył ksiądz podkamieniecki Aleksej Melnyk, że nikt inny, lecz tylko Moszek będzie mógł przynieść żądane plany. Natychmiast zawołano Moszka, który oświadczył, że wszystko spełni ku ogólnemu zadowoleniu.
Ubrany w szabasowej bekeszy i "sztrajmel" wziął on wieki garnek włożył do niego wielką bombę, i do garnka wlał "czolent", nakrył garnek i do kieszeni wziął flaszkę, wódki idąc na front nieprzyjacielski.
Na froncie nieprzyjacielskim zatrzymano go, Ponieważ, Moszek był bardzo mądry żyd dał żołnierzom wódki do picia a jak już byli pijani, opowiadali mu z której strony chcą atakować obóz powstańców. Ale na tem jeszcze jego misja się, nie skończyła.
Za nieprzyjacielską linią bojową znajdował się wielki plac, który był okalany wysokiem parkanem. Za parkanem, który ze wszystkich stron strzeżony, znajdowała się, wielka grupa jeńców powstańców polskich, którzy byli potrzebni w obozie powstańców, aby móc bronić oddział księcia Radziwiłł od ataków przygotowanych przez nieprzyjaciela.
Moszek dobrze przypatrywał się parkanowi i zauważył, że tylko wtedy będą mogli powstańcy dostać się na wolność, kiedy zrobi dziurę w parkanie.
Podejrzanym był fakt, Moszek oglądał i omacał wysoki parkan obozu jeńców. Dozorca jeńców przystąpił do niego i chciał u niego przeprowadzić rewizję. Przede wszystkiem zapytał się, co on ma w garnku. Moszek oświadczył, że ma czolent. Dozorca żądał bezwarunkowo, aby zdjął nakrywkę, by móc się przekonać czy Moszek go nie oszukuje.
Żydowski powstaniec pokazał mu, że ma w garnku czolent a dozorca kazał to wylać. Moszek nagle się przestraszył, wiedząc dobrze, że w garnku znajduje się bomba, a jeżeli znajdą to u niego, życie jego jest zagrożone.
Nie namyśliwszy się długo, rzucił garnek z bombą na parkan. Bomba eksplodowała i wyrwała duży kawał parkanu, tak że przez powstałą dziurę uciekli polscy powstańcy. Powstała panika w obozie nieprzyjacielskim i straszne zamieszane, a przy tej sposobności uciekł Moszek. Za ten czyn dostał Moszek złoty krzyż waleczności i Rząd Polski obecnie odwdzięcza się nie tylko jemu ale jeszcze dzieciom i wnukom. Jego wnuk Aron Ajzik Distenfeld dostał za to rangę pułkownika, co nie każdy Żyd uzyskać może.
Wziąwszy mnie do niewoli, kozacy wtłoczyli do komory obok budki straży pogranicznej. Faktem szczególnie dla mnie ważnym było to, że kozacy nie zabrali moich narzędzi pracy: drabiny oraz konewek z wapnem, w których ukryłem był owe dwa woreczki z pięciuset dukatami otrzymanymi od hrabiego w celu doręczenia ich polski powstańcom.
Gorączkowo zacząłem przemyśliwać nad tem, w jaki sposób mógłbym się wydobyć z więzienia, by przyjść powstańcom z pomocą.
Po krótkim namyśle, powziąłem decyzję – jak się później przekonałem jedynie trafną – przekupić straż pograniczną oraz kozaków, którzy mnie więzili. Ale jak się zabrać do tego?
Wcale dobrze zdawałem sobie sprawę z tego, że panowały już stosunki wojenne, a wśród takich warunków i okoliczności nie da się prosto z mostu przystąpić do kozaków i wsunąć im do ręki po kilka rubli – śmierć groziła niechybna. Zbyt dobrze wiedziałem bowiem, iż skoro tylko przystąpię do kozaka, czy też do strażnika pogranicznego i spróbuję mu wsunąć rubla, by mię puścił z Bogiem, wówczas bez długich pertraktacji piką przebije mnie na wskroś.
Czas upływał, już zaczęło świtać. Jutrzenka blaskiem swoim przyćmiewała rozrzucone i odosobnione gwiazdy, które jedna po drugiej gasły na firmamencie. Od wschodu zabłysła tarcza słońca, która rosnąc rzucała swe promienie świetlne na kłosy zboża, lekko rozkołysane w podmuchu wietrzyka rannego.
Strach i rozpacz wycisnęły na skroni wielkie krople potu, które staczając się po twarzy ginęły w pomrokach mojej czarnej bródki.
Co przecież mam począć? – myśl ta nie dawała mi chwili spokoju.
Nagle usłyszałem ciężkie kroki zbliżające się do drzwi mojej celi, zrozumiałem, że to ktoś do mnie idzie. Wkrótce wszedł kozak: - Jewrej – basowym głosem do mnie się odezwał małe czarne oczka jego złowrogo zabłysły – pójdź ze mną. Niedaleko stąd mamy sąd wojenny, tam cię będą sądzić.
Zanim zdążyłem mu słowem odpowiedzieć podał mi konewki, chwycił za kołnierz i przemocą wyciągnął.
Mając już budkę straży pogranicznej daleko za sobą, zwróciłem się z zapytaniem do kozaka, który jadąc na koniu prowadził mnie na stryczku.
Dlaczego mnie będą sądzić?
- Bo nie chciałeś pić wódki – odrzekł i ryknął śmiechem.
Udałem tedy niewiniątko:
Skoro ktoś nie chce pić wódki, to się go stawia w was przed sąd – niezłe państwo! A jeśli teraz się napiję wódki, to mnie zwolnią? Może byśmy tak we dwójkę po drodze wstąpili do najbliższej karczemki i sobie razem pofolgowali?
- Ha, ha! Jewrej, ty mnie wódką nie przekupisz. "Wódka i barycznie" to wprawdzie rzeczy nie do lekceważenia, ale mnie chcieć przekupić – nie ma!
- Kto ciebie, gospodin atamanie, broń Boże, chce przekupić?
Usłyszawszy słowo "ataman" przerwał mi kozak, trzasnął nahajką w powietrzu, roześmiał się na znak, że ten tytuł wcale mu przypadł do gustu i oświadczył:
- Skoro mnie uważasz za atamana, to wyproś sobie coś przed śmiercią.
- Jedną prośbę mam do Was: zabierzcie mi, proszę waz, 10 złotych dukatów. Nie mogę nimi nic w Rosji począć, bo prócz rubli żadnych innych pieniędzy tutaj przyjmować nie chcą.
- Nu a karczmarz, ten rudy jewrej, ich także nie przyjmie? Karczmarz przyjmie.
- Skoro tak, to wejdźmy i napijmy się wódki. Weszliśmy do karczmy. Kazałem postawić wódki, iście carskie porcje, a mój kozak bez ustanku pił, aż mu piana z ust szła.
Kiedy porządnie już był podpity wypadłem z szynku i co sił starczy puściłem się pędem do obozu polskich powstańców.
Pomoc! Pomoc! Moszek niesie pomoc!
W międzyczasie w obozie powstańców polskich zapanował niepokój. Naprężenie rosło z minuty na minutę, nie wiedziano co się stało i jak sobie wytłumaczyć. – Czyżby nas pałac podkamieniecki opuścił? – wkradały się myśli zwątpienia w serca bohaterów.
Inni natomiast rozważniejsi uspokajali:
- To niemożliwe.
Zaczęto domysłami wyliczać czas potrzebny do uzyskania pomocy: Sztafeta wczoraj raniutko wyruszyła z obozu powstańców. Przekradanie się przez granicę trwało z całą pewnością do wieczora to znaczy, że sztafeta z nastaniem nocy przybyła do pałacu podkamienieckiego. W przeciągu nocy czas było wysłać pomoc, która już powinna była u nas być.
- Jakże to pojąć, teraz już drugi dzień – południe, słońce w zenicie a potem zapadnie wieczór, gdzież się podziała ta pomoc?
- A może – ktoś wtrącił – schwytano naszego wysłańca na granicy, a kozacy go rozstrzelali?
- Być nie może – inni odpowiedzieli – nasz wysłaniec dowiódł niejednokrotnie swojej niezwykłej odwagi, można mu śmiało zaufać.
Takie ożywione rozmowy rozbrzmiewały w obozie powstańców; atmosfera stawał się z każdą chwilą coraz bardziej groźna i duszna. Nic dziwnego. Oto dziewiąty dzień oddział powstańców osaczony był przez kozaków, którzy chcieli ich głodem zmusić do poddania się.
W pierwszych dniach jeszcze w obozie było nieco pożywienia, ale walczący byli po wielkim odwrocie niemożliwie wygłodzeni, tak że wkrótce wszystkie zasoby zostały spożyte.
Wokoło pusto było, w pobliżu ani jednej chatki – daleko od siedliska ludzkiego. Pożywienie otrzymać można było aż we wiosce o dzień drogi odległej od obozu – dostać się tam było można przez las, będący wprawdzie w rękach polskich powstańców. Wymorzeni walką powstańcy obawiali się, iż nie będą w stanie bronić drogi prowadzącej z lasu przed atakiem przygotowanym przez wroga. Gdyby ich bowiem wróg zaszedł i okrążył ze strony lasu, wtedy wszystko byłoby stracone; musieliby wtedy, zewsząd od świata odcięci, chcąc niechcąc się poddać, w przeciwnym wypadku śmierć głodowa była nieunikniona. O przełamaniu linii frontu nieprzyjacielskiego mowy nie było – zbyt małą przedstawiali oni garstkę, a tu wróg przygotował forsowny atak przez liczne oddziały kozaków. Na dobitek złego wysłaniec z podkamienieckiego pałacu w tej krytycznej chwili nie wrócił.
Powstańcy żywili się tymczasowo wszelkiego rodzaju jarzyną rosnącą wokół lasu – wielu z nich rozchorowało się, a jeden nawet umarł, tą ciężką tknięty chorobą. W obozie zaczęło już kipieć z niezadowolenia – z wielką trudnością udało się pułkownikowi Langiewiczowi, znajdującemu się również wśród otoczonych powstańców, uspokoić swoich żołnierzy obietnicą, iż skoro do wieczora pomoc nie nadejdzie, wtedy się poddadzą i pozwolą się wziąć do niewoli kozakom.
W międzyczasie nieprzyjaciel koncentrował wojsko za lasem. Zastępy piechoty i kawalerii zaczęły okrążać las, by w zupełności odciąć wymorzonych, wymęczonych i z walkami do ostatka wycieńczonych powstańców.
Nagle zagrały działa nieprzyjacielskie, granaty z przeraźliwym hukiem rozpętanych żywiołów szerzyć zaczęły niszczenie w lesie. Liście zaczęły drżeć i spadać – koniec świata! Krew ścięła się w żyłach powstańców, jasno zdawali sobie sprawę z tego, co ich czeka.
Pułkownik Langiewicz wlazł na drzewo, by skonstatować, z której strony nieprzyjaciel nadciąga. Pola czarne aż były z tego mrowiska zbliżającego się wojska. Okropny strach sprawił mu zawrót, tak iż o mało z drzewa nie spadł. Lecz nagle zauważył skradającego się z drugiej strony wśród wysokich kłosów zboża Żyda z dwoma konewkami.
Natychmiast go poznał i krzyknął do powstańców:
Pomoc! Pomoc! Moszek niesie pomoc!
Moszek ratuje wagon amunicji!
Wielka nie do opisania radość zapanowała w obozie powstańców, gdy usłyszano okrzyk dowódcy pułkownika Langiewicza, że Moszek przybywa z pomocą. Wiedziano bowiem, że niesie on zasiłki z pałacu podkamienieckiego, które pozwolą powstańcom wzmocnić się i pokrzepić nadwątlone siły. Teraz zaczęto przemyśliwać nad tem, w jaki sposób obronić się przed atakami Moskali, przygotowanemi z e strony lasu w tym celu, aby powstańców odciąć od świata i zamorzyć głodem. Jak tygrysy rzucili się wygłodniali i osłabieni powstańcy w wir walki. Podzielono się z znikomą ilością amunicji, a stojący na czele pułkownik Langiewicz komenderował do ataku. Z dzikim a jednocześnie uduchowionym okrzykiem na ustach powstańcy ruszyli do bitwy. Z nadzwyczajną odwagą i pogardą śmierci bronili oni swoich pozycji przed atakami wroga.
Wreszcie p nadludzkich wysiłkach udało się powstańcom otoczyć i obwarować las. Lecz zanim jeszcze mogli kozacy przystąpić do lasu przywlókł się wreszcie pół żywy Moszko.
Nie udało mu się jednak dotrzeć do lasu, gdyż osłabiony wypadkami ostatniej nocy padł nieprzytomny przy wejściu.
Natychmiast zaczęto go ratować, skoro jeszcze Moszko do przytomności nie przychodził, powstańcy położyli go na wóz z amunicją i uciekli z nim.
Wreszcie Moszek oprzytomniał i wręczył pieniądze pułkownikowi Langiewiczowi. Zanim jeszcze mógł się Moszko z nim porozumieć kozacy przypuścili silny atak na obóz polski.
Powstańcy nie mogli się bronić przeciw przeważającej sile wrogów i rozpoczęli chaotyczny odwrót.
W tem zamieszaniu Moszko stracił z oczu uciekających i zagubił się.
W międzyczasie furman powożący wozem, na którym umieszczono Moszka, został ciężko raniony, tak że Moszek sam musiał w drżące ręce pochwycić lejce i szybko uciekać, gdyż gonili już za nim kozacy.
W jaki sposób i jaką drogą udało się Moszkowi przybyć na wozie z amunicją do podkamienieckiego pałacu – pozostanie tajemnicą, bo o tem żydowski powstaniec sam nie wiedział, nie mógł sobie tego żadną miarą uświadomić, gdyż przy odwrocie był tylko wpół przytomny. Natomiast pamiętał dobrze, że w pałacu podkamienieckim przyjęto go z wielką radością i nie można się było dość nadziwić temu, w jaki sposób udało się Moszkowi uratować wóz z amunicją z rąk kozackich.
Od tego czasu Moszek zasłynął jako jeden z bohaterskich bojowników powstańców, a imię jego umieścił ksiądz w księdze pamiątkowej, zawierającej imiona tych, którzy odznaczyli się bohaterką odwagą w powstaniu roku 1863.
Brody, dnia 4. lipca 1928.
Emil Holszäger
Poleć ten artykuł | |
Podziel się z innymi: | |
URL: | |
BBcode: | |
HTML: | |
Facebook - Lubię To: |
|
Komentarze
Dodaj komentarz
Oceny
Zaloguj się lub zarejestruj, żeby móc zagłosować.